Już 9 lutego 2011 roku w sprzedaży
kolejne wydanie Place For Dance
Zapytałem znajomych nie związanych z tańcem, z czym kojarzy im się walc. Odpowiedzi były podobne do moich wyobrażeń. Zapytałem o to też mój autorytet, partnerkę. I tu też nie było zaskoczenia. Odpowiedziała: "Kochanie, walc to taki elegancki taniec na trzy ...
DOSZŁO DO MNIE, ŻE WALC W BALECIE NIE MA ZASAD
Wiedziałem o tym wcześniej, lecz jakoś nigdy mnie to nie zastanawiało. Interpretuje się muzykę. Wszystkie kroki i pozy są eleganckie, dystyngowane, ale nie można zauważyć absolutnie żadnych reguł poza estetyką tańca klasycznego i poruszaniem się w rytm muzyki na 3/4. W procesie tworzenia scenicznego wszystko zależy od intencji reżysera i choreografa.
W XIX w. nie było tak sztywnych zasad tanecznych obrazujących właściwe wykonanie tego nowego stylu tańców salonowych, wariactwa związanego z ramą, krokami i właściwym ustawieniem ciała. To była głównie zabawa tańcem. Uśmiech gościł na twarzach ludzi kroczących w rytm popularnej wtedy muzyki. Każdy tańczył jak umiał.
Dopiero dziś stworzono mit stylizacji walca, co spowodowało, iż przeciętny Kowalski boi się wyskoczyć na parkiet. Walc pojawia się na scenie teatralnej razem z modą salonową. To dość pospolity sposób przenikania mody do sztuki i zupełnie nie zaskakujący. Wszak obecnie oglądamy tańce uliczne w telewizji, a muzyka z bitem afroamerykańskim, króluje we wszystkich lokalach, klubach i pubach. No może prawie wszystkich (na szczęście). Nikt sobie nie wyobraża zobaczenia ruchu scenicznego, bez komercyjnych wstawek hip hop'owych czy jazz'owych, nomen omen, ja też tego nie unikam. Z czegoś trzeba żyć.
I tak można zauważyć rosnące zainteresowanie walcem, które pojawiło się najpierw w przedstawieniach operowych. I tu śmiało bym wymienił nazwisko wyjątkowego kompozytora, zakochanego w literaturze Goethego, Charlesa Gounoda, który przez przypadek, a może nie, stał się popularny do dnia obecnego. O dziwo, nie dzięki walcom z oper "Romeo i Julia" oraz "Faust", tylko utworowi Ave Maria. Znanym przede wszystkim z uroczystości pogrzebowych.
Popularność walca musiała w końcu odbić się w sztukach baletowych. Już w roku 1870 Delibes pisze sławny na całym świecie balet komiczny "Coppelia". Paryż był świetnym miejscem do wystawienia tego przedstawienia, a choreografia Jose Mendeza, alias Saint - Leona, została przyjęta przychylnie, "Walc Swanhildy" też.
TO BYŁ JEDNAK DOPIERO POCZĄTEK WALCOWEGO ZAKRĘCENIA,
wszyscy
twórcy chcieli zostawić po sobie melodię, którą widz po wyjściu z teatru
będzie nucił. Przecież właśnie tak się robi sławę i pieniądze. No, bo
kto zanuci jakieś tam "Święto wiosny" Strawińskiego. Walce królują, więc
na prawo i lewo. Tu Offenbach, a tu Verdi, biznes Straussów kwitnie.
Imre Kalman w "Księżniczce Czardasza" zaczyna czardaszem, a później co
duet śpiewaków to walc (troszkę przesadzam). Piotr Czajkowski nie może
być gorszy. Walc w "Jeziorze łabędzim", "Dziadku do orzechów" i "Śpiącej
królewnie". Choreograf Marius Petipa oraz Lew Iwanow mocno walczą, aby
te balety stały się arcydziełem i żeby pozostały na długo w pamięci.
Duety, sola, układy grupowe wzmocniły tę muzykę, jednak pamięć po
walcach zniknęła. Pękła jak różowa bańka mydlana. Na hasło "Jezioro..."
jesteśmy wstanie zanucić tylko jeden motyw. Pas de quatre! Czyli taniec
czterech dziewczyn w bialutkich paczkach klasycznych ze skrzyżowanymi
rękoma, idealnie wykonujących wspólną choreografię. Reszty nikt nie
wspomni. Jednak myśląc o walcu, nie można zapomnieć o wyjątkowym
balecie, jak na tamte czasy, jakim był "Chopiniada" (1907), znanym w
Paryżu pod nazwą "Sylfidy" (1909) w choreografii Fokina i do muzyki
Fryderyka Chopina. Nie jest tajemnicą, iż Fryderyk zmagał się z
dylematem etycznym każdego wielkiego artysty. Być prominentnym
chałturnikiem czy artystą tworzącym w zgodzie z własnym sumieniem? On
jedyny wybiegł poza margines walcowatych kiczy. Jego walce Ges-dur,
cis-moll i Es-dur, z wyżej wymienionego baletu, stały się "przebojami"
wszech czasów. Może nie tańczy się tego repertuaru na salach balowych i w
Sylwestra nie pojawią się brzmienia w tym stylu, ale szlachetność palcy
delikatnie muskających klawiaturę i przebiegających niczym wiosenny
wiatr po włosach pięknej kobiety, sprawiają mi ulgę i dają wiarę w
prawdziwy artyzm tej muzyki. Michaił Fokin doskonale zobrazował muzykę
Fryderyka, brakiem przepychu i ekstrawagancji technicznej - publiczność
była zachwycona. Jednak w tańcu nie można było zauważyć jakichkolwiek
póz czy kroków znanych nam z tańca towarzyskiego. W formie wszystko
zmierzało do techniki klasycznej, nawet w przestrzeni samego kostiumu.
Tancerz ubrany był w trykot (popularne rajtuzy), koszulę a'la Słowacki i
kamizelkę, a jego partnerka występowała w paczce romantycznej, co było
jedynym akcentem przypominającym ówczesne imprezy towarzyskie. Tancerki
oczywiście prezentowały się w puentach. Praktycznie każdy balet z
tamtego okresu posiada w swojej partyturze walca. Ba, ten monolit
schematu przedostał się do naszej epoki. Zwróćmy uwagę na pozycje
musicalowe, jak "Upiór w operze", "Taniec wampirów" czy "Nędznicy". Tam
też walc rozwalcowuje widownię na śmierć, a mimo to nadal się podoba -
zawsze można się pokiwać. Moja partnerka po przeczytaniu paru zdań z
notatek, jakie jej dałem, zapytała się czy ja lubię walca.
Nie
jest mi on w gruncie rzeczy obojętny. Jeżeli miałby to być zadęty walc w
stylu Johanna Straussa, który zdobył sławę w Ameryce, przy wystrzale
armat z okrętów wojennych, z okazji 100-lecia uzyskania niepodległości
gdzie wszystko co "różowe, napuszone i pachnące z daleka McDonalds'em,
jest piękne, to odpowiem stanowczo NIE. Chyba, że to będzie mistyczny i
poruszający walc, zbliżający parę do uniesienia w emocjach, w
zakamarkach tajemniczych subtelności. Walc o magii przyciągania i
oddalania. Taka środkowoeuropejska wersja tanga, z mniejszym diapazonem
kreacji. Wtedy powiem, TAK! Takiego walca kocham!
tekst:
Igor Kryszyłowicz
Źródło:
PLACE FOR DANCE magazyn dla fanów tańca
Nr 1(3) styczeń 2011.
Publikacja jest wynikiem współpracy między:
TWIST SERVICE Portal Taneczny
i
PLACE FOR DANCE magazyn dla fanów tańca.