LUDZIE TAŃCA, SYLWETKI / WYBIERZ / W

Anna Wysocka

Anna Wysocka - wywiad

Dodano: 2014-10-01 | 07:01:34


Z Anną Wysocką, tancerką PRO-AM, pionierką tej formy tańca w Polsce, rozmawia Piotr Lewandowski, także pionier i wielki propagator PRO-AM w naszym kraju.


Piotr Lewandowski:

Aniu, jesteś jedną z najdłużej tańczących "Amek" w polskim systemie Pro-Am. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z tańcem?

Anna Wysocka:

Odkąd sięgam pamięcią, daleko wstecz, moje pasje związane z tańcem były bardzo silne, ale życie tak się poukładało, że dopiero w wieku 38 lat mogłam zacząć realizować swoje marzenie. Gdy byłam małą dziewczynką, nie było szkół tańca, zajęcia pozalekcyjne nie były tak popularne jak dziś, a wiedziałam jedynie o istnieniu baletu. W domu ciągle kręciłam piruety, śpiewałam i udawałam tancerkę. Moje pragnienie tańczenia było tak silne, że pomimo niechęci mojej mamy, upartością i tysiącami prób udało mi się ją namówić by poszła ze mną na egzamin do jedynej z poznańskich Szkół Baletowych. Miałam wtedy 7 lat i nie zdawałam sobie sprawy z tego jak będzie wyglądał egzamin, co trzeba będzie zaprezentować, ani jak powinnam się ubrać. W szatni spotkałam dziewczynki poubierane w cudowne małe spódniczki baletowe i puenty oraz ich mamy wymieniające się doświadczeniami na temat prywatnych lekcji baletu. Ja w gimnastycznym body z w-fu, w kapciach z gumką, bez jakiejkolwiek wiedzy i umiejętności, wyszłam w tym magicznym miejscu na środek sali i zatańczyłam co mi w duszy grało. Zdałam!:) Niestety nigdy więcej nie poszłam do tej szkoły, a potem życie płynęło tak, jak każdemu dorosłemu: szkoła, praca, rodzina, dzieci. W międzyczasie próbowałam różnego rodzaju kursów tańca towarzyskiego, zajęcia solo z łaciny, salsa i wiele innych. W końcu postanowiłam, że w związku z tym, że nie mam partnera do tańca poszukam takiego nauczyciela tańca, który będzie jednocześnie moim partnerem. I udało się!


Piotr:

A jak wyglądały Twoje początki w Pro-Amie?

Anna:

Pierwsza lekcja: mój Pro- chciał zapewne zobaczyć co potrafię, na ile jestem sprawna fizycznie, na ile roztańczona. Zaczęliśmy od rumby. Po kilkunastu kursach tańca byłam przekonana, wręcz pewna (a pewność siebie w moim przekonaniu nie jest moją mocną stroną), że bez problemu dam radę. O naiwności! dopiero po kilku lekcjach zrozumiałam, że ja nic nie umiem oraz, że dotychczasowe moje kursy to była jedynie fajna zabawa, a nie nauka tańca na profesjonalnym poziomie. Z lekcji na lekcję zdawałam sobie sprawę, że opanowanie kroków i choreografii to jest dopiero początek długiej drogi. Ale nie poddawałam się: chciałam więcej i więcej. Przez pierwsze trzy miesiące uczyłam się tańców latynoamerykańskich aż przyszedł dzień, w którym mój Pro- zakomunikował: dziś uczymy się walca. Jedna, druga lekcja walca i rumba już nie wróciła. I tak zagościł na stałe w moich treningach Standard, w którym jestem niezmiennie od czterech lat zakochana bez pamięci.


Piotr:

Intrygujące... Czy wiedziałaś wtedy czym jest Pro-Am?

Anna:

Po półtora miesiącu nauki walca angielskiego, tanga i walca wiedeńskiego mój trener zaproponował mi wyjazd na turniej Pro-Am do Włoch, który miał się odbyć za dwa miesiące. Wtedy nie miałam pojęcia o istnieniu Pro-Am, w Polsce też nie był on jeszcze popularny. Zaczynając uczyć się tańca z moim Pro, nigdy nie myślałam o turnieju, nie wiedziałam o tym, że w ogóle jest to możliwe. Po powrocie do domu zaczęłam szukać informacji o Pro-Am. I tak oto Pro-Am wpisał się w moje codzienne życie, a ja postanowiłam, że weźmiemy udział w turnieju we Włoszech i zatańczymy w singlach trenowane dotychczas tańce standardowe. Od tej pory zaczęły się przygotowania i szlifowanie układów na sali treningowej.


Piotr:

Pierwszy turniej to niezwykle ważny moment. Jak wyglądały Twoje przygotowania poza salą?

Anna:

Zaczęłam poszukiwania sukienki. Przyznam, że koszty mnie przeraziły. Pierwszą kupiłam za pośrednictwem Internetu. Cena była wysoka, ale akceptowalna dla mnie Przez prawie cztery lata tańczenia na turniejach dorobiłam się czterech sukienek szytych bądź sprowadzanych z Hong Kongu. Prawdą jest, że za jakość trzeba zapłacić, a cena sukienki do standardu, uszytej z dobrej jakości materiałów, ozdobionej dużą ilością kamieni, czy też piór lub innych precozjów musi być wysoka.


Piotr:

A jak wyglądał Twój pierwszy turniej, jakie emocje Tobie towarzyszyły?

Anna:

Przepiękna sala, duży parkiet, piękne oświetlenie, telebimy, mnóstwo publiczności - nie mogłam uwierzyć, że znalazłam się w takim "świecie tanecznym". Emocje były ogromne, a pierwszy mój turniej zapamiętam do końca życia. Każdy szczegół, każdą minutę tego dnia. Bardzo się denerwowałam, a tańczyliśmy ok. 6 minut. Pomimo dużej konkurencji udało nam się zdobyć jedno pierwsze miejsce i dwa drugie miejsca.


Piotr:

Gratulacje :) Czy na tym jednym turnieju chciałaś poprzestać?

Anna:

Oczywiście, że nie. Zaczęliśmy jeździć na kolejne turnieje zagraniczne (w Polsce niestety był nadal jeden w roku). Byliśmy we Włoszech (Wenecja, Bellaria), w Austrii (Insbruck), na Litwie (Wilno), w Holandii (Assen), a także w Niemczech (Mannheim) i we Francji (Paryż). Na niektórych z nich byliśmy kilkakrotnie. Każdy był dla mnie niezapomnianym przeżyciem, fascynującą przygodą i wielkim doświadczeniem tanecznym.


Piotr:

A czym jest dla Ciebie taniec?

Anna:

To spełnienie najskrytszych marzeń. Taniec daje mi ogromną radość i szczęście, pozwala zapomnieć o przyziemnych sprawach i przenosi mnie w świat, który dotąd był dla mnie niedostępny. Jest mi potrzebny do życia tak, jak potrzebuję powietrza aby oddychać. I ciągle mi go mało...


Piotr:

Aniu, bardzo dziękuję za Twoją opowieść, czy dodasz coś na koniec?

Anna:

Tak, chciałabym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do spełnienia moich dziecięcych marzeń. W szczególności ogromne podziękowania kieruję do mojego trenera - Pawła Klisowskiego. Pro-Am stał się dla mnie ważną częścią mojego życia. Cieszę się, że w Polsce ta forma nauki tańca stała się na tyle popularna, że jest coraz więcej chętnych - "Amem" i "Amów" do nauki i występowania na turniejach, a także z tego, że są profesjonalni tancerze, którzy chcą uczyć i angażują się w Pro-Am. Jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni, bo przecież "do tanga trzeba dwojga".


Rozmawiał: Piotr Lewandowski