Pod hotelem - mini festiwal. Wracający do swoich pokoi tancerze improwizowali w płaszczach salsowe show. Było głośno i radośnie. Mój pasażer dołączył do grona tańczących ... To jedna z wielu niezapomnianych widokówek tegorocznego, największego w Europie Środkowej
VI Warsaw Salsa Festival.
Wspaniałość świata tańca odkrywa, mając 16 lat. Wszystko zaczyna się od walki o względy Renée, gdy sam nie potrafi jeszcze tańczyć. Przegrywa z kretesem, taneczne potyczki z rówieśnikiem o względy nastoletniej piękności. Sytuacja nie pogrąża przegranego. Co więcej - rodzi obsesję
"to dance Latin". Na przestrzeni następnych kilku lat staje się poważanym tancerzem, startującym w międzynarodowych konkursach. Dziś - legenda tańca, twórca nowojorskiego stylu salsy na "2", człowiek wielkiej pasji, nauczyciel, choreograf i wspaniały tancerz. Poznajcie
Eddiego Torresa!
Czasy, w których Torres po raz pierwszy styka się z tańcem nie sprzyjają
jego nauce. Brakuje szkół oraz instruktorów. Czarna polewka od Renée ma
jednak wystarczająco motywujące działanie. Torres rzuca się w wir
klubowego życia Nowego Jorku. Pierwsze kroki stawia, podpatrując
profesjonalistów na parkiecie kultowego Palladium. Te wyjątkowe
okoliczności nauki przechodzą do historii, dając początek nowemu
rozliczeniu timingu w salsie. Torres nie zdaje sobie z tego od razu
sprawy. Dopiero nauka "czytania" muzyki i pierwsze prowadzone przez
Torresa kursy tańca uświadamiają mu błędnie stawiane kroki. Torres nie
wraca jednak do mainstreamu. Tworzy własny, niepowtarzalny styl mambo,
na punkcie którego zaczyna szaleć cały świat. Tak oto doświadczamy
kolejnej fali zainteresowania tym stylem tańca od czasów
Pereza Prado. Torres do dziś z szelmowskim uśmiechem powtarza w wywiadach - Guys, I was always on "2"...
Jako świeżo upieczony salsero bardzo szybko odkrywa w sobie
"an instinct to put stuff together",
zaczynając aranżować coraz bardziej intrygujące układy taneczne. Dwie
pierwsze choreografie "Cayuco" i "Palladium Days" tworzy do muzyki Tito
Puente. Zaprezentowane w New York Coliseum odnoszą sukces. Ciekawe więzy
łączą
Torresa i Puente. Oboje
przychodzą na świat w tym samym Harlem Hospital i dorastają w tej samej
hiszpańskiej dzielnicy El Barrio. Torres za młodu gra na kupionym przez
mamę pianinie. Ma zostać muzykiem, ale przeszkadza mu w tym kontuzja
małego palca u ręki. Puente z kolei planuje zostać zawodowym tancerzem,
co ostatecznie uniemożliwia mu trwale uszkodzoną
w czasie przejażdżki rowerowej kostką.
Niedyspozycje Torresa i Puente zamieniają ich losy, tak jakby
wirtuozerii żadnego z nich nie mogło na ziemi zabraknąć. Obie postacie
nazywamy dziś królami mambo, w tańcu i w muzyce, w muzyce i w tańcu.
Swoją
żonę wypatruje w tłumie kursantek. Maria, u boku Torresa, z nieśmiałej
uczennicy przeistacza sie w pełną seksapilu tancerkę. Od ponad
dwudziestu lat prowadzą wspólnie prestiżowe studio salsy w Nowym Jorku "
Eddie Torres Dance Company". Przez wiele lat mawia się o nich
"tancerze Tito Puente". Doprawdy ciężko o bardziej doniosłe dla salseros wyróżnienie.
Jesienią
tego roku Torres po raz pierwszy w historii swojej kariery odwiedza
Polskę, będąc honorowym gościem wspomnianego VI Warsaw Salsa Festival. W
ciągu dnia prowadzi taneczne warsztaty, demonstrując żądnym autorskich
smaczków salseros kolejne "open shines". Wieczorami w połach mieniących
się garniturów, pod rondem wykwintnych, na bakier założonych kapeluszy
bawi się rytmem clave i pianina. Serie wydawałoby się prostych figur są
interpretowane w sposób, który podnosi je do rangi solówek doskonałych.
Wyśmienite partnerworki Torresa z Melissą Rosado smakują równie wybornie. Bezcenne jest wrażenie widza, który patrzy na
tancerza tak fenomenanie bawiącego się muzyką. I ta drobina
nonszalancji, na którą pozwalamy tylko najwyższej klasy artystom...
Owacje są długie, gorące, wołające "we want more!".
Ostatniego
dnia festiwalu Torres przejmuje mikrofon, dziękując polskim salseros za
serdeczną gościnę. Ku uciesze zgromadzonych podkreśla wysoki poziom
salsy w Polsce i zaprasza ludzi całego świata do zabawy tańcem. Niemalże
apeluje o przejście ponad podziałami. Na "1", na "2", Puerto Rico, New
York, Los Angeles, nieważne i to. Podkreśla, że w tańcu istotny jest
luz, własny styl, wymiana pozytywnej energii i spinająca to wszystko
zabawa. Nie potrafiąca ukryć wzruszenia publiczność nagradza szczere i
autentyczne wyznania artysty gromkimi brawami. Gdy gasną flesze,
wiwatujący tancerze giną w strugach kolorowych świateł klubu i oddają
się we władanie clave. W czwartą nieprzespaną, bo przetańczoną noc. Z
wirującym w głowie przekazem króla mambo, który wiele lat wcześniej
zmienia światowe oblicze salsy, a tamtej pamiętnej nocy małym
prztyczkiem w zadarty nos ulepsza ważną część każdego z nas.
Sylwia Orczykowska