Ciężko jest mi nie zauważyć "gangsterskiej zajawki" w hip hopie w ostatnich latach, tak w Polsce jak i na świecie. Nie mówię tutaj o pojawieniu się ładnych parę lat temu takiej ekipy jak
N.W.A., mam tutaj na myśli raczej modę dzisiejszych czasów na bycie "twardym ulicznikiem" wśród osób identyfikujących się z kulturą hip hopu, a co najsłabsze, często nic poza tym. Rozmawiałem ostatnimi czasy ze znajomym, który określa się mianem hip hopowca, tłumaczył mi, że oprócz tego, że czasem, trochę robi rap, to handluje różnego rodzaju substancjami uznanymi za nielegalne, zdarza mu się okraść jakąś "ofiarę", czy pobić "leszcza" w ramach darmowych lekcji "szkoły życia", to znaczy, że jestem aktywnym hip hopowcem, powiedział mi znajomy, "bo hip hop zaczął się od gangów zio".
No więc jak to jest z tym źródełkiem w gangach Nowego Jorku, jak ma się hip hop do Crips czy Bloods, jak się ma do przemocy, nietolerancji, wyzyskiwania? Jasnym jest, że historię tą zacząć musimy od miasta, które nigdy nie śpi, wszyscy związani z naszą kulturą świadomi są, że jeśli mowa o początkach to nie możemy pominąć postaci znanej jako
Afrika Bambaataa. Afrika, jeden z pionierów hip hopu, był członkiem gangu, w pewnym momencie postanowił trochę zmienić swoje życie i jak się później okazało życie wielu młodych ludzi, którzy wtedy byli w gangach.
Bambaataa był liderem jednego z największych, jeśli nie największego gangu z Nowego Jorku,
Black Spades, zapoczątkował ruch, który nazwał
"The Organization". W ślad za nim poszło wielu członków Black Spades, przyłączyli się do "Organizacji", ta zmieniła nazwę na
Mighty Zulu Nation, znanej jako
Universal Zulu Nation. Nie ma zapewne hip hopowca, który nie zna tego międzynarodowego ruchu, to najstarsza i największa organizacja hip hopowa na świecie.
Ta zmiana z ulicznych gangów w hip hopową jedność to klasyczny przykład tworzenia czegoś pozytywnego z negatywnego, nie odwrotnie. Moim jednak zdaniem takie skrócenie tematu początku tej kultury z ruchu gangów NYC jest zbyt płaskie i nie przekazuje pełnego obrazu zalążków hip hopu. Zacznę więc od gangów, czemu się tworzyły, czemu było ich tak wiele i na czym one w ogóle polegały. Żeby zrozumieć ten temat, musimy zrozumieć potężną różnicę między typowym znaczeniem słowa gang, a tym czym część z nich faktycznie była w latach 70tych w Nowym Jorku. Gang zazwyczaj rozumiemy jako coś negatywnego, zorganizowaną grupę przestępczą, bandę kryminalistów, ekipę od wymuszeń, pobić i innych mało przyjemnych tematów. Oczywiście w przypadku ulicznych gangów z NYC mamy do czynienia także z przemocą, kradzieżami, handlem narkotykami, te gangi agresywnie broniły swojego terenu, zwalczały przeciwników, umacniały swoją pozycję na ulicach. Jednakże uważam, że nie możemy rozpatrywać ich jako ruchy założone tylko dla przemocy i robienia pieniędzy. Wiele gangów złożonych z afroamerykańskiej lub latynoskiej mniejszości w Stanach miało dać poczucie bezpieczeństwa mieszkańcom biednych dzielnic, mieszkańcom, których część białej społeczności nie chciała widzieć na tamtej ziemi, bronić przed atakami na tle rasistowskim czy brutalnością policji.
Popmaster Fabel, legenda hip hopu, członek między innymi
Rock Steady Crew i honorowy członek
Electric Boogaloos, twierdzi nawet, że nie powinno nazywać się gangami tamtych grup, że to rządowa i medialna niechęć sprawiła, że zaszufladkowano pewne organizacje i przypięto metkę GANGSTER. Brzmi jak spisek masonów i cyklistów, ale jestem w stanie kupić to tłumaczenie Fabela, przemawia do mnie za tym sytuacja jaka miała miejsce w moim rodzinnym Radomiu. W czasach komuny, po tym jak radomscy robotnicy sprzeciwili się władzy robotniczej towarzysz Gierek nazwał ich warchołami, oczerniał i nawoływał do negowania ich postępku, partyjni propagandziści reżyserowali wiece na których "dobrzy radomscy robotnicy" przepraszali partię za tych "złych" warchołów. Skoro więc możliwe to było w Polsce to nie mogę odrzucić prawdopodobieństwa takiej sytuacji w USA. Oczywiście nie jest moim zamiarem przedstawić Wam obrazu świętych z
Black Spades czy
Skulls, nie śmiałbym też porównywać gangów do Solidarności, chodzi mi bardziej o pokazanie możliwości jakie ma tak zwany "System", chcę pokazać Wam, że każdy kij ma dwa końce, uzmysłowić Wam, że początki ruchów ulicznych w Nowym Jorku nie musiały być tylko i wyłącznie nastawione na ciemną stronę mocy.
Problemem w poznawaniu historii hip hopu i rozumienia jej jest to, że wszystko miało swój początek kilkadziesiąt lat temu, a do tego w USA. Stany to nie Polska, nie wszystko powinniśmy brać dosłownie, nie wszystko jest proste do zrozumienia nie znając warunków i stylu życia tam. Dlatego kiedy ja próbuję coś ogarnąć, staram się przełożyć to na nasze warunki, znaleźć wytłumaczenie bliższe mi. Bycie członkiem gangu mogło być próbą zaspokojenia typowych potrzeb ludzkich, nie koniecznie chęci wyżycia się na innych i nielegalnego zarabiania kasy. Potrzeby wspólnoty, przynależności do jakiejś grupy, solidaryzowania się i wspierania. Ja należę do ekipy
Royal Family Poppers, podobnie jak gangi w Stanach, mamy swoje logo i konkurujemy z innymi ekipami, to jednak nie czyni ze mnie ani moich braci z RFP gangsterów. Ja identyfikuję się z moim miastem, reprezentuję 26-600, tak jak i latynosi czy czarni w USA identyfikowali się ze swoją ulicą, blokiem czy dzielnicą, reprezentowali swoje miejsca, nawet jeśli były to spalone budynki. Tak tłumaczę sobie to ja, w ten sposób jest mi trochę łatwiej załapać jak to było. Może ktoś się z tym nie zgodzić, ale dla mnie ma to sens.